poniedziałek, 6 stycznia 2014

LARRY cz.2

    propsy. to co jest kursywą mówi Louis :)


Obudziłem się w swojej sypialni. Obok mnie, na mojej szafce nocnej stała miska z rosołem (wtf?!). Podniosłem się i na kacu poszedłem do łazienki. 'Odlałem się'. Wracam do sypialni. Słyszę, że dzwoni moja komórka, którą zostawiłem w kuchni. Idę, więc do kuchni. Wchodzę i przeżywam prawdziwy szok.
- Dzwonili do Ciebie, że zalegasz z książkami w bibliotece. Przypilnuję, żebyś jeszcze dzisiaj je oddał. - usłyszałem. - Musze o Ciebie zadbać. Palisz jakieś tanie zioło, pijesz i ćpasz! Chcesz się wykończyć?
    Przy blacie stał najprawdziwszy Harry. Obierał marchewkę. Jezu.... kocham MARCHEWKI.
- ale........
- Żadne 'ale'. Może byś się przywitał pierwsze przywitał?!
   Podbiegłem do niego. Rzuciłem mu sie w objęcia.
- Tak bardzo tęskniłem.... Gdzie byłeś przez te 3 lata? Jezu, Harry to naprawdę ty?
- Tak, Harry Styles. We własnej osobie. Wiesz... przyjechałem tu po to, by powiedzieć Ci coś ważnego, ale nie mogę tego zrobić, ponieważ pierwsze musze o Ciebie zadbać. Rosołek zjadłeś? - spojrzał na mnie
 i pokazał swoje piękne zęby w równie boskim uśmiechu. - NIe? to na co czekasz? Szybko zjadaj, tu masz jeszcze marchewkę. Zjedz i się zbieraj jedziemy do biblioteki i  na policję.
- Na policję? Po co? Nie cierpie psów!!
- Oh... a i jeszcze do szpitala. Oddam Cię na odwyk. - zaśmiał się. - A na policję... Hmh... Wydasz swojego dilera. Powiesz kim jest, wpakujesz go do paki, a sam będziesz żył zdrowo i szczęśliwie.
   Kocham go. Nie będę mu się sprzeciwiał. Wziąłem dokumenty, książki i wsiadłem z nim do auta. Podjechaliśmy do pobliskiej biblioteki. Wyskoczyłem z auta i wszedłem do budynku. Naszła mnie myśl, żeby uciec tylnym wyjściem i uciec do domu, zamknąć drzwi przed miłością mojego życia. Żeby więcej nie wszedł do mojego domu i życia.
    Oddałem książki, wyszedłem i wsiadłem do auta. Samochód ruszył. Mknął przez znajome mi uliczki. Doskonale znam tę drogę. Wiele razy biegłem nią.. Najczęściej z rozciętą żyłą... Wtedy, gdy przeciwności mojego życia wygrały ze mną. Poddałem się i próbowałem popełnić samobójstwo. Ale za każdym razem zabrakło mi odwagi umierać.
    Jesteśmy na miejscu. Wysiedliśmy z auta oboje i udalismy się do wejścia do szpitala. Harry kazał mi zostać w poczekalni, a sam stanął w kolejce do recepcji. Minęło pół godziny i Harry wrócił do  mnie z informacją, że jutro mam sie stawić tu na  pierwszą część terapii.
    Teraz policja.... Ehh. Wydałem mojego dilera. Czuje, że będę miał przesrane na całej linii. Oni mnie dopadną i zabiją. Uśmiechnąłem się.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz